Kupiłam sobie Mikołajową Czapkę. Powiesiłam ją w pokoju i tak zabawnie wygląda. Nie, nie będę jej nosić. Przynajmniej na razie nie mam takiego zamiaru. Co będzie dalej - czas pokaże. W sumie zaczynają się te wszystkie świąteczne 'okazje'. Szczerze - nie lubię gonitwy po prezenty, przygotowań do świąt i w ogóle całej tej gorączki przed światecznej. Natomiast z utęsknieniem czekam na moment w którym już wszyscy jesteśmy przy stole, nikt nie biega po kuchni, wszyscy mają takie proste, szczere uśmiechy na twarzy (które są naprawdę kolejnymi cudami świata) dzielimy się opłatkiem, maluchy wpatrują się w prezenty, więrcąc i przebierając nogami pod stolem, juz ich rece wędrują w stronę choinki. Bo świeta coraz bliżej.
A nastrój taki sobie. Coś z melancholii i smutku, przygnębienia i braku sił. Nieobecne spojrzenie. Cała jestem chwilami nieobecna. Skrajnie nieruchoma. Wpatrzona w jeden punkt. Tak jakby tam było coś niezywkłego. Bo ja tylko w to ślepo wierzę.
*
"Z Tobą odeszły anioły
jest noc w ogromnym domu
umierałem i wołałem do nich
nie ma nas, nie ma nas
płonie miasto a ja w nim tonę
białe mury upadły i koniec
bród dookoła i sam na ulicy
kiedy krzyczę kiedy krzyczę
nie ma nas, nie ma nas
i tak wszystko to co mamy jest w naszych sercach
eli lama sabachtani."
*
Pozdrawiam.