Komentarze: 9
Jeszcze leży szara torebka po truskawkach. Zachęcały, czarowały, czerwieniały, pachniały. Truskawkowo. Tak, że poczułam się jak w środku lata, choć chłodno i niebo zachmurzone.
W parku bardzo ładnie. I choć kicham przez pyłki, chętnie próbowałam je chwytać w dłoń, zanim nie odlatywały gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nie widzę. Chłopczyk, lat może sześć podarował mi dzisiaj skradzioną stokrotkę. 'Bo cię lubię'. Ale zaraz potem szybko uciekł.
Mama dzisiaj często się uśmiechała. Tajemniczo. Ale nie chciała powiedzieć dlaczego. Ciekawe dlaczego.
Bo ja jestem jednak z natury ciekawska. Może nie do przesady, ale jestem. I bardzo intrygują mnie podejrzane uśmiechy.
Zajrzałam dziś na warsztaty. To już rok czasu, kiedy mnie tam nie było. Na początku nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Przez chwilę obserwowałam te obce i te całkiem znane twarze, tylko moje imię, głośno, i z akcentem na ostatnią sylabę wyrwało mnie ze skupienia. Moja Pani uścisnęła mnie serdecznie. Zaprosiła na herbate. Chyba brakowało mi tego. Ten charakterystyczny zapach pracowni. To jakby krok wstecz.
Powiedziałam, że będe zaglądac w wolnych chwilach, obiecałam. Przynajmniej się postaram.
Czasami tylko czarny.
Czasami tylko czerwony.
Czasami śmiech.
Tylko tym razem z samej siebie.