Komentarze: 7
Kolory mieniły mi się w głowie. Piękne, przydymione barwy zmierzchu, delikatne, a zarazem tak intensywne, że pozbawiały krawędzi wypełnione nimi formy. Nie myślałam o drzewie ani o rzece - myslałam głębokiej zieleni, soczystym różu i mocnym, stalowym błękicie. Być może jeszcze o pozytywnej czerni. Z tych kolorów dopiero zrodziły się kształty, jeden za drugim, aż całe malowidło zaistniało w mojej głowie.
A potem na płótnie.
W każdej grubej warstwie farby, w każdym pewnym pociągnieciu pędzla ujrzalam siebie, mówiącą własnym głosem, pełnym wyłącznie moich barw.